czwartek, 31 grudnia 2015

Heppy New Year :*

Kochani wszystkiego, wszystkiego najlepszego. Dużo zdrówka, spełnienia marzeń
, szalonego sylwestra i nowego roku ;*
Przepraszam, że bez żadnego obrazu, ale mój laptop nie żyje i pisze z telefonu :/
Mam nadzieje, że może ktoś podzieli się jak spędza sylwestra i może ma jakieś postanowienia.
Ja siedzę z przyjaciółką i na kupiłyśmy sobie słodyczy w żabce ^^
A postanowienie mam na razie jedno
1 Nie zaniedbywać już tak bloggera ;*

sobota, 26 grudnia 2015

05. To właśnie był Alex

Minęło kilka dni, a ja mieszkam już z Ludmiłą. Nie ukrywam, że cieszę się z tego powodu, bo czuję się naprawdę bezpiecznie. Oczywiście z Lerah nadal utrzymuję kontakt i nawet wczoraj się widziałyśmy. Ludmiła jest dla mnie jak siostra, nie traktuje mnie jak inni, nie patrzy na mnie z pogardą tylko ze współczuciem, opowiedziałam jej całą moją historię, nie wiem czemu, ale wierzę jej. Siedzimy właśnie w kuchni i jemy śniadanie.
- Dobra ja muszę już iść do pracy.- mówi wstając.- Widzimy się wieczorem, dzisiaj piątek to może jakiś film obejrzymy?- zaproponowała.
- Okey. To ja kupię coś do jedzenia i będę na ciebie czekać.- uśmiechnęłam się nie śmiało czuję się jak darmozjad.
- No to jesteśmy umówione.- całuje mnie w policzek i wychodzi. Zrezygnowana wstaję i idę do pokoju przebrać się.

  Siedzimy z Lu i oglądamy jakiś filmy, który przyniosła. Szczerze to nawet nie wiem o czym jest ten film, bo jestem zajęta rozmyślaniem na temat mojego życia. Lerah mówi, że Alex prawie zabił jakąś dziewczynę, że ma broń. Boże, gdybym ja tego dnia od razu pobiegła do May, a nie głupia do parku to moje życie wyglądałoby o wiele razy lepiej niż teraz. Boję się, że mój były dowie się gdzie jestem i coś mi zrobi, oczywiście zmieniłam numer telefonu.

  Gdy film się skończył była dopiero 19, wiec postanowiliśmy, że pójdziemy to kawiarni odprężyć się. Blondynka stwierdziła, że słyszała w pracy o jakieś dobrej w mieście. Gdy doszłyśmy szybko usiadłyśmy przy wolnym stoliku, muszę przyznać, że dość sporo ludzi jest w środku. Po jakiś pięciu minutach podszedł do nas przystojny brunet na moje oko Hiszpan.
- Czy mogę przyjąć zamówienie?- pyta życzliwie.
- Ja poproszę latte i szarlotke.- uśmiecham się, co jak co ale wiem jak sspodobać się mężczyźnie w końcu na tym polegała po części moja praca...
- Razy dwa.- rzuca blondynka.
- Za około 10 minut powinienem przynieś zamówienie.- mówi i uśmiecha się do nas.
- Przystojny- rzucamy na równi po czym śmiejemy się.

  Gdy brunet kładzie moją kawę przede mną, lekko sztywnieje widząc kto wchodzi do lokalu. Robie to samo i wiedzę Alex'a.
- Diego!- rzuca pogardliwie.
- Czego chcesz?- rzuca chłodno.
- Ale jesteś nie miły.- udaje zasmuconego. Boże jak ja go dobrze znam. Nie wierzę, że tyle z nim byłam i nie domysliłam się, że może coś brać i nie chodzi mi tylko o broń.- Proszę, proszę kogo my tu mamy- kpi idąc do mnie.- Witaj kochanie.- syczy i łapie mnie za materiał koszulki podnosząc za razem.- Widzę, że twoja koleżanka nie wie, że jesteś dziwką.- prycha.
- Póść mnie- syczę- i dla twojej wiadomości wie o tym, że byłam dziwką.- patrzy na mnie zdziwiony, że nie bolało mnie jak mnie nazwał.- Przypomnę ci, że to właśnie przez ciebie się nią stałam, ale już z tym skończyłam dwa tygodnie temu. I dla ciebie jestem Violetta, "kochaniem" byłam kiedyś.- podkreślam ostatnie dwa słowa. Wściekły uderza mnie w policzek. Czuje niewyobrażalny ból i vczuję jak stróżka krwi płynie po moim policzku. Moje oczy automatycznie wilgotną.
- Dość tego.- krzyczy zdenerwowany Diego i obezwładnia Alex'a w przeciągu nie całej minuty i wyprowadza go.
- To właśnie był Alex.- dukam przez łzy, a Lu sztywnieje
                                  ~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej!
Przepraszam, że tak późno, ale jest
wiem są błędy, gdyż pisałam go na telefonie, bo w laptopie płyta główna padła a on jest tak stary, że muszę kupić nowy.
Przepraszam za błędy
za tydzień rozdział na moim drugim blogu; *
 Do zobaczenia :*
ps. Przepraszam że tak krótki ale nie umiem pisać na telefonie długich rozdziałów  :/

piątek, 18 grudnia 2015

Notka :/

Hej...
Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale tak jakby zapomniałam o tym blogu.
Wiem, że głupio teraz tak przychodzić i nic oprócz notki...
Następny rozdział pojawi się za tydzień obiecuję. 
Prawdopodobnie będą one co dwa tygodnie, bo mam też drugi blog,
który też zaniedbałam... 
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest.
Obiecuję wam to jakoś wynagrodzić :*
Jak ktoś tu jest to proszę o chociaż kom z hejtem, 
wiem, że zawaliłam :/
Do następnego ( obiecuje następny weekend )

piątek, 15 maja 2015

04. Zaczynam żyć na nowo.

Violetta skierowała się do parku, nie wiedziała co ma zrobić. Z jednej strony boi się zostać sama, z drugiej boi się, że Alex może jej coś zrobić.
To się Violka wkopałaś.
Kpi jej podświadomość. Może rzeczywiście jak zamieszka na jakiś czas z Lerah nie jest takim złym rozwiązaniem. Uwolniłaby się od Alex'a, od bycia dziwką i poszukałaby normalnej pracy. Chodziła tak po parku i zastanawiała się, aż nagle zauważyła Alex'a spieszącego się gdzieś. Schowała się za drzewem i stwierdziła, że zobaczy gdzie się mu, aż tak śpieszy. Była około 12, więc zdziwiło ją to, gdyż miał na sobie czarne spodnie, t-shirt i skórzaną kurtkę. Zmierzał w kierunku rzeki, bez zastanowienia poszła za nim. Trzymała się w bezpiecznej odległości, nagle chłopak zniknął pod mostkiem. Podeszła z drugiej strony i zaczęła podsłuchiwać.
- Bo miałem problemy z dziewczyną.- burknął lekko ją to zmieszało, bo nie wiedziała czy chodzi o nią.- Masz?- zapytał nagle, a on nie miała wątpliwości o co chodzi. - Jakbym nie miał to bym tu nie stał.- powiedział mężczyzna, a ona nie chciała więcej słuchać i szybko odbiegła. Szybko zadzwoniła do Lerah.
- Halo?- spytała zdziwiona.- Viola?
- Tak. Mogłabym z tobą zamieszkać na jakiś czas?- zadała pytanie ochrypłym głosem.
- Nie ma problemu.- powiedziała jakby... radośnie?- Pomóc ci jakoś?- kolejne pytanie.
- Nie, wysłałabyś mi sms'em adres, ja wieczorem będę najpóźniej.- powiedziała, a do jej oczu zaczęły napływać łzy.
- Oki, to ja czekam.- powiedziała i rozłączyła się. Właśnie teraz dotarło do szatynki, że musi definitywnie zakończyć pracę jako " pani do towarzystwa ". Ze strachem wymalowanym na twarzy skierowała się do swojego "domu". Gdy była blisko postanowiła wejść tylnymi drzwiami. 

Niepewnie zapukała do gabinetu szefa i gdy usłyszała "proszę" cichutko weszła.
- Co cię do mnie sprowadza Violu?- zapytał ochrypłym głosem mężczyzna. Drobna szatynka głośno połknęła ślinę i powoli usiadła na krześle naprzeciwko. 
- Chciałabym odejść.- powiedziała cicho, a on na nią spojrzał.
- Bo?
- Już dość długo nad tym myślę i nie chcę być już dłużej dziwką.- wyznała.- Coraz bardziej się boję o siebie, chce zacząć żyć jak reszta z normalną pracą i chłopakiem, który będzie mnie kochał. Wiec, że już raz się poddała i wróciłam, ale to było dawno. Teraz dam radę i proszę niech mnie pan zrozumie.- powiedziała dość szybko. Mężczyzna podrapał się po głowie i było po nim widać, że myśli.
- No dobrze, wiesz, że nie mam prawa cię trzymać na siłą, chce jednak, żebyś wiedziała, że zawsze możesz wrócić.- powiedział spokojnie.
- Tak strasznie panu dziękuje.- powiedziała szczęśliwa.- Za max trzy godziny oddam kluczyk.- powiedziała i szybko wyszła z pomieszczenia. Skierowała się do swojego byłego już pokoju i zaczęła pakować.
- Muszę kupić sobie jakieś ludzkie ciuchy.- mruknęła do siebie, gdy zaczęła oglądać swoje "ubrania". Nagle do jej pokoju weszła blondynka z sukienkami.
- Vils, któ...- lecz gdy zobaczyła jej walizki zamarła.- Ty odchodzisz?- zapytała smutna.
- Tak, wreszcie zacznę żyć jak chciałam.- uciszyła się.
- A-ale ty mnie zostawiasz?- nadal nie dowierzała.
- T-to nie tak, zawsze możesz do mnie zadzwonić i się spotkamy. Tylko ja już dłużej nie mogę tak żyć.- wyznała.
- Dobra nie tłumacz się tylko choć przytul się i obiecaj, że się odezwiesz.- niemrawo się uśmiechnęła, a szatynka od razu zrobiła to o co ją proszono. Blondynka zaczęła jej pomagać, gdy już wszystko było spakowane, a one się żegnały do pokoju wparował Alex. Uśmiech zszedł z jego twarzy gdy zobaczył to wszystko.
- Violu gdzie ty się wybierasz?- zapytał zły.
- Nie mów do mnie Violu, nie jesteśmy już razem.- powiedziała beznamięnie.
- To ja może was już zostawię- niepewnie odezwała się blondynka i wyszła z pokoju.
- O czym ty do cholery mówisz?!- krzyknął na nią.
- O tym, że nie jesteśmy razem i się wyprowadzam, zaczynam żyć na nowo, normalnie.- powiedziała spokojnie. Podszedł do niej wściekły i uderzył ją w policzek. Do jej oczu zaczęły napływać łzy.
- Nienawidzę cię.- syknęła i wyszła ze swoimi rzeczami oddać kluczyk.

Właśnie Violetta i Lerah siedzą razem i oglądają jakiś film, przy czym się śmieją. Szatyna przestała myśleć o tym co było wcześniej, postanowiła, że od teraz liczy się tylko przyszłość. Po skończeniu filmu rozeszły się do swoich pokoi.
- Viola jak coś to tu jest twoja łazienka.- powiedziała Lerah, gdy były w nowym pokoju szatynki.
- Jeszcze raz dziękuje ci bardzo za wszystko co dla mnie robisz.- powiedziała szczerze Violetta.- Czemu, aż tak się mną przejmujesz?- zapytała nie dowierzając jakiego ma farta.
- Znam swojego brata, wiem jaki jest i nie pozwolę, aby kogokolwiek krzywdził.- powiedziała i lekko uśmiechnęła się do swojej nowej przyjaciółki. Po kilku minutach rozmowy, Violetta poszła się umyć,a Lerah do siebie. Szatynka gdy wyszła z łazienki od razu położyła się i myśląc o całym dniu zasnęła.

Obudziły ją promienie słońca wdzierające się przez szczeliny w zasłonie do środka. Leniwie przetarła oczy i przeniosła się do pozycji siedzącej. Spojrzała przez ramię i zauważyła, że jest dopiero ósma rano.
~ Zaczynam żyć na nowo!! Trzeba iść poszukać pracy...~ pomyślała i cicho westchnęła~ Gdzie? Nie masz ani krzty doświadczenia, oprócz dawania dupy...~ zakpiła jej świadomość. Nie rozmyślając dłużej wstała i zeszła na dół do kuchni. Tam zastała Lerah robiącą naleśniki.
- Hej. Zjesz ze mną?- uśmiechnęła się do niej promiennie.
- Chętnie.- odwzajemniła gest siostry Alex'a.- Wiesz gdzie w okolicy szukają jakiejś pracy?- zapytała niepewnie.
- Wiesz, że nie.- powiedziała spokojnie.- Ale spokojnie, nie spiesz się z pracą. Najpierw musisz trochę odpocząć i przyzwyczaić się do nowej sytuacji.- starała się powiedzieć to z wyczuciem, ale nie potrafiła.
- Spoko, dam radę.- uśmiechnęła się szatynka. Po chwili miała przed sobą talerz z naleśnikami.
- Smacznego.
- Dzięki.- szatynka wzięła się za jedzenie pysznego posiłku, uwielbiała jeść, jednak nie było tego po niej widać, prawie, że codziennie miała jakiegoś klienta i musiała dużo " pracować ", więc nie było po niej tego widać. Po skończeniu posiłku postanowiła się przejść do niedalekiego parku. Zaczęła rozmyślać nad swoim życiem, musi przestać żyć tym co było tylko to nie jest łatwe jak się wstydzi tego co się robiło... Ale inni dają sobie radę, więc ona też. Nagle z rozmyślań wyrwało ją zderzenie z kimś innym. Szybko podniosła się z ziemi i otrzepała.
- Strasznie panią przepraszam.- zaczęła szatynka, gdy ujrzała również leżącą blondynkę i podała jej rękę.
- Nic się nie stało, zamyśliłam się.- zaśmiała się i złapała rękę Violetty.
- Ja też.- przyznała szatynka.
- To co, idziemy na kawę i podzielimy się problemami?- zaśmiała się blondynka.
- Z chęcią.- zaśmiały się obydwie i skierowały się do kawiarni.
- Tak w ogóle to jestem Ludmiła, ale mów mi Lu.- przerwała ciszę blondynka.
- A ja Violetta, ale mów mi Viola, Vils, albo inaczej, jak wolisz.- zaśmiały się obie.

- Poproszę latte i szarlotkę.- powiedziała szatynka do kelnera.
- Razy dwa.- dodała blondynka.- To może opowiesz mi coś o sobie?- zaproponowała, gdy kelner poszedł do innego stolika. A Violetta zaczęła ciągnąć za swoje rękawy.
- O mnie nie ma nic ciekawego, lepiej ty coś opowiedz.- starała się ominąć temat swojego życia.
- No więc, jestem Lu, mam 22 lat i kilka dni temu straciłam pracę, bo ktoś mnie wplątał w jakieś gówno, a tak naprawdę nie miałam nic z tym wspólnego. Miałam takie szczęście, że jakiś mężczyzna mnie zatrudnił jako opiekunkę do dziecka, ale tylko wtedy kiedy będzie potrzebował. Oprócz tego to chyba tyle o mnie.- zaśmiała się.- No dawaj teraz ty, chyba nie masz ciekawiej ode mnie.- szatynka przełknęła głośno ślinę.- No dawaj nie wyśmieję cię.- zapewniła.
- Obiecujesz?- zapytała pełna nadziei.
- Obiecuję.- powiedziała z z ręką na sercu.
- Więc, też mam 22 lata, obecnie nie mam w ogóle pracy, od szesnastego roku życia do wczoraj popołudnia byłam i mieszkałam tam gdzie...- nie mogła tego powiedzieć, jej oczy się zeszkliły.- dziwki.- powiedziała cicho, lecz blondynka ją usłyszała. Nie zrobiła żadnej miny, tylko ją mocno przytuliła.- Ale dowiedziałam się, że mój "chłopak" kupuje broń i narkotyki, więc zerwałam z nim i zrobiłam to co chciałam dawno, czyli odeszłam. Obecnie mieszkam z siostrą mojego byłego.- wypłakała, taka rozmowa była jej potrzebna.
- Spokojnie, nie wiem czy mieszkanie z siostrą byłego jest bezpieczne.- powiedziała, tak jakby w ogóle nie przejęła się tym, że gada z dziwką.
- Nie mam wyboru, nie mam gdzie, też nie chce, ale muszę.- wyznała.
- Jak chcesz to możesz zamieszkać ze mną. Pomogę ci w szukaniu pracy i na pewno będziesz bezpieczniejsza niż z tą dziewczyną.- powiedziała powoli blondynka.
- Nie chcę ci robić kłopotu, przed chwilą się poznałyśmy.- wychlipała, choć chciała się zgodzić.
- Dla mnie nie ma problemu, bo po ojcu mam duży dom i mieszkam sama.- powiedziała spokojnie.
- Mogłabym ?- zapytała niepewnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Wybaczcie, że tak długo się nie odzywałam, ale nie miałam czasu.
Pisanie dwóch blogów samej + jednego we dwie + OS'y
I szkoła, końcówka roku, wszystkie poprawy 
Trochę dają o sobie znaki.
Ale przybyłam w końcu z rozdziałem i mam nadzieję, że wam się podoba.
Jak widzicie Lu i Vils się już poznały, a Lu nie ma nic przeciwko V.
Ale czy na pewno się zgodzi?
A to w następnym.
Który najprawdopodobniej za tydzień :D
Czekam na wszystkie wasze komy
Do następnego, Julia :*

czwartek, 23 kwietnia 2015

03. To co zwykle.

Leon właśnie czeka na opiekunkę, denerwuje się, bo nie chce się spóźnić, zawsze jest punktualny. Razem z Włochem i Jake'm siedzą na kanapie i oglądają jakieś durne programy. Nagle koś dzwoni do drzwi. Szatyn wstaje i dość szybko idzie do nich.
- Dzień dobry.- Przywitała się blondynka.
- Dzień dobry- uśmiechnął się już chciał wyjść.- Fede wszystko pani powie.- podszedł do swojego syna i przytulił go.- Masz się zachowywać.- lekko się do niego uśmiechnął.- Do widzenia.- powiedział wychodząc. Wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. Z dość dużą prędkością przejeżdżał obok innych samochodów i ludzi. Gdy był już w umówionym miejscu wysiadł i z hukiem zamknął drzwi. Przebiegł przez cały park i udał się pod most. Zdziwiło go to, że nie było jeszcze Alex'a. Spojrzał na zegarek, była 12:02. Zawsze był na czas... Szatyn postanowił napisać do swojego brata.
Do: Fede 
Alex'a jeszcze nie ma, na pewno chciał odebrać to dzisiaj?
Od: Fede
Tak napisał mi jeszcze rano, że o 12 chce już to mieć. Dziwne.
Lekko zaniepokoiło to szatyna, Alex zawsze był na czas. Poza tym zależało mu na wcześniejszym terminie. Nagle usłyszał czyjeś kroki. Na wszelki wypadek złapał prawą ręką za swój pistolet w kieszeni. Kroki były coraz bliżej, aż w końcu zza rogu pojawił się Alex.
- Czemu nie było cię wcześniej?- zapytał lekko zły Leon.
- Bo miałem problemy z dziewczyną.- burknął i podszedł bliżej.- Masz?
- Jakbym nie miał to bym tu nie stał.- obydwaj nie przepadali za sobą.
- Ile mam zapłacić?
- Tyle co zawsze.- Alex podał mu odpowiednią sumę pieniędzy.- Następnym razem się nie spóźniaj.- dodał szatyn.
- Dobra. Kiedy macie dostawę?- zmienił temat.
- Chyba za tydzień, ale nie jestem pewny, musisz zapytać Fede.
- Dzięki, to pa.- szybko odszedł, to samo zrobił Leon. Pojechał do kawiarni, aby poinformować braci o całej sytuacji, zawsze tak robił, żeby uniknąć "fałszywych" klientów. Gdy opowiedział całą sytuację zdziwili się, gdyż nigdy czegoś takiego nie robił.
- Nie wiem, może miał na serio kłopoty z dziewczyną.-powiedział pierwszy Fede.
- I dlatego chciał szybciej broń.- zaniepokoił się Diego.
- Błagam was ten ciota nie jest w stanie zrobić czegoś dziewczynie.- uspokoił ich Leon.
- Nigdy za nim nie przepadałem.- stwierdził Włoch.
- Ja też.- powiedzieli na równi bracia i cała trójka zaśmiała się.
- A właśnie to wasze działki.- szatyn wyciągnął z kieszeni kurtki dwa ruloniki pieniędzy i podał je reszcie.- Pytał mnie jeszcze kiedy dostawa.- dodał.
- I co mu powiedziałeś?- zaniepokoił się Diego, co lekko zbiło Verdas'a z tropu.
- To co zwykle, czyli, że chyba za tydzień, ale musi zapytać Fede, a co?
- Nie spoko, ale po tym jak dzisiaj się zachował musimy być bardziej ostrożni.- stwierdził.
- No.- przytknął Fede.
- Dobra muszę iść już do Jake.- podniósł się szatyn patrząc na zegarek.- Dacie sobie radę?- obaj skinęli głowami.- Jak coś to dzwońcie.- dodał wychodząc. Po raz kolejny dzisiaj wsiadł do swojego auta i ruszył jak zwykle z piskiem opon. Po kilku minutach był już pod domem. Gdy otworzył drzwi słyszał śmiech swojego syna, lekko uśmiechnął się, gdyż bardzo go kochał. Poszedł za głosem syna do jego pokoju. Zobaczyła tam bawiącego się z nowa opiekunką klockami. Gdy Jake zauważył go szybko wstał i przytulił się do niego ten podniósł syna i zrobił to samo.
- I jak bawiłeś się z panią?- zapytał pierwszy.
- Fajnie było, bawiliśmy się kloćkami, a wcieśniej musiałem wzionć leki.- powiedział jak najęty przy czy seplenił, ale szatyn nie miał problemu z zrozumieniem go.
- A chciałbyś, żeby pani jeszcze kiedyś przyszła?- wiedział, że będzie potrzebował takiej opiekunki.
- TAK!- krzyknął rozradowany, a szatyn się uśmiechnął.
- Bardzo pani dziękuję za pomoc i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł prosić o pomoc.- powiedział patrząc na uśmiechniętego syna.
- Proszę mówić do mnie Ludmiła.- powiedziała.- Czuję się staro.- wyjaśniła.
- Leon.- ścisnął jej dłoń.
- To ja już pójdę.- powiedziała.
- To do zobaczenia.- uśmiechnął się, po raz pierwszy widział, żeby jego syn tak polubił kogoś przy pierwszym spotkaniu. Tak samo wiedział, że Ludmiła wpadła w oko Fede. Gdy wyszła poszedł zrobić coś do jedzenia dla siebie i Jake. Po zjedzonym posiłku. umył syna i położył do łóżka. W trakcie czytania książki czterolatek usnął, Leon pocałował go w czoło. Sam się umył i położył się do łóżka, rozmyślał o całym dniu, aż w końcu usnął.
Violetta
Gdy się obudziła znów myślała o tych wszystkich przeżyciach. Wczoraj poprosiła o dzień wolnego, spotkała się z siostrą Alex'a, aby dowiedzieć się więcej.
- Chciałaś mnie widzieć.- powiedziała Lerah.
- Tak, powiesz mi więcej na temat Alexa.?- zapytała prosto z mostu.
- Alex zamawia broń od jakiś 3 lat, uważaj na niego, jedną dziewczynę prawie zabił.- powiedziała cicho.
- Muszę się przewietrzyć.- rzuciła i szybko wyszła z lokalu, teraz bała się jak cholera.
~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Mam nadzieję, że rozdział trzeci przypada wam do gustu i będzie trochę więcej komentarzy.
Nadal się nikt nie zgłosił jest mi przykro i nadal czekam jest czas do 26 maja, a jak się nikt nie zgłosi to możliwe, że usunę tego bloga, choć mam dużo pomysłów na to opowiadanie.
Do następnego Julia  :*

piątek, 17 kwietnia 2015

02. Jesteś najlepszy.

Mały zielonooki chłopczyk siedział smutny na łóżku w ciemnym pokoju. Nie wiedział co ma zrobić, został sam... Rodzice zginęli w wypadku, dziadkowie nie żyją; ma tylko ciotkę, wujka oraz dwóch kuzynów. Ale pojawia się pytanie " Czy go zechcą? " Obawiał się, że go odrzucą, zostawią. Jak inni... W szkole też go odrzucili. Ale oni w końcu są dorośli... A jak ich zawiedzie? Jak jego kuzyni będą mu dokuczać? Próbował odgonić od siebie te złe myśli, ale wracały ze zdwojona siłą. To za dużo jak na dorosłego człowieka, a co dopiero na małego chłopca. Cierpiał. Rozmyśla, czeka, aż ktoś po niego przyjdzie. Niestety. Nikt nie przychodził... Dobijało go to jeszcze bardziej, schował głowę w poduszkę i zaczął cicho łkać. Bał się, że już zawsze będzie sam. Zupełnie sam na tej ogromnej planecie. Od dawna nie wierzył w dobro ani szczęście, dla niego one nie istniały. Życie kładło mu kłody od samego początku. Miał dość. Nie chciał tak żyć. Co z tego, że miał sześć lat, nie znał życia, był dzieckiem... Nie znał szczęście. Wiedział tylko co to ból i cierpienie. Dla niego była to codzienność. Dzieci w tym wieku powinny się bawić, śmiać... A on? Siedział sam w szarym, ciemnym pokoju bez okien i płakał... Nagle ktoś zapukał, a drzwi się lekko uchyliły.
- Leoś...- szepnęła kobieta ze łzami w oczach. Nie wiedziała jak ma zacząć, było jej szkoda tego malucha. Chłopczyk spojrzał na nią z nadzieją w oczach.
- S-słu-cham?- wyłkał.
- Jestem Veronica.- przedstawiła się i weszła nie pewnie do pokoju. Usiadła na łóżku obok sześciolatka.- Jestem twoją ciocią.- Leon usiadł i spojrzał na nią. Cieszył się i bał jednocześnie. Cieszył się, że jednak ktoś po niego przyszedł. Ale bał tego co go będzie czekało, nie chciał nikogo zawieść.- Chcesz się przytulić?- zapytała nieśmiało, nie wiedziała jak się ma zachować. W końcu to dziecko jej już nie żyjącej siostry. Chłopczyk nic nie powiedział. Wtulił się w nią mocno, wreszcie poczuł się... bezpiecznie, dobrze? Nie wiedział jak to określić, rzadko się przytulał do swoich rodziców. Oboje byli zapracowani, w sumie to właśnie przez pracę zginęli.
- Cemu mnie wsyscy zostawiają?- zapytał gdy trochę się uspokoił.
- Spokojnie.- przycisnęła go mocniej do siebie.- Masz jeszcze mnie, wujka oraz Federico'a i Diego'a.- zapewniała go.
- A co jak mnie nie polubią?- przeraził się sześciolatek.
- Na pewno się polubicie. Diego jest adoptowany i wie jak to jest.- powiedziała powoli.- Jedziemy do domu?- zapytała po chwili.
- Tak.- powiedział zarazem radośnie i smutno. Jechali około dwudziestu minut. Ten czas był bardzo stresujący dla Leon'a. Gdy weszli do domu od razu zobaczył Federico'a i Diego'a biegających po salonie. 
- Chłopcy mówiłam wam, że nie można biegać po salonie.- zwróciła im uwagę. Chłopcy spojrzeli na Leon'a i podbiegli do niego.
- Jestem Fedelico.- padał mu rękę.- Mam seść lat.- dodał sepleniąc jak każde dziecko. 
- A ja Leon- przedstawił się.- Tez mam seść lat.- ucieszył się z tego powodu, że jeden z nich jest jego rówieśnikiem.
- A ja Diego.- stanął obok nich.- I mam juz siedem lat.- wypiął dumnie pierś.
- Chocie, pobawimy się.- zaproponował Federico. 


- Leon masz towar?- zapytał Fede, gdy byli na zapleczu.
- Tak.- odpowiedział krótko szatyn.- A kiedy chce go Alex ?
- Za tydzień.- wtrącił Diego. Leon chciał zadać jeszcze jedno pytanie, ale do kawiarni ktoś wszedł.
- Dzień dobry.- powiedziała ciepło kobieta.
- Dzień dobry.- odpowiedział szatyn, nie chciał spalić ich "dobrej" reputacji. Większość ludzi myślała, że to zwykli bracia, którzy założyli kawiarnie by mieć z czego wyżyć. Jednak była to tylko przykrywka, aby nikt nie odkrył prawdy.
- Mogę prosić o pani zamówienie?- zapytał szatyn podchodząc do stolika.
- Tak poproszę latte.- powiedziała wesoło.
- Już przynoszę.- uśmiechnął się i poszedł do kuchni. Tam czekał na niego Fede.
- Słuchaj jest drobna komplikacja.- powiedział lekko zły.
- Co jest?- zapytał spokojnie, bo wiedział, że Fede często wyolbrzymia.
- Alex chce broń na jutro.- wyznał zirytowany.
- Ja odpadam.
- Leon proszę przemyśl...- szatyn nie dał mu dokończyć.
- Wiesz dobrze, że mały jest chory i jutro idę z nim do lekarza.- wrzasnął.
- Dobrze wiesz, że jesteś nam potrzebny, a małemu znajdzie się opiekunkę.- zaczął.
- Nie, ty nie wiesz jak to jest być ojcem!- krzyknął po raz kolejny.
- Lepiej idź i daj tej pani zamówienie, a my wrócimy później do tej rozmowy.- wręczył mu kawę. Zdenerwowany szatyn wykonał dane mu polecenie, jednak wrócił do kuchni, bo nie chciał przebywać z jakąkolwiek obcą osobą. Tam czekał na niego jeszcze Diego.
- Stary wiesz, że cię potrzebujemy.- odezwał się najstarszy.
- Ale czemu ja zawsze muszę dostarczać broń?- pyta zrezygnowany.
- Bo jesteś w tym najlepszy.- powiedział spokojnie Hiszpan.
- I nikt cię nie zauważa.- wtrącił swoje trzy grosze Fede.
- Dobra.- zgodził się po chwili namysły.
- Wiedziałem, że się zgodzisz.- zaczął Fede.
- Ale ty pomagasz mi ze znalezieniem niani.- uśmiechnął się złowieszczo do swojego "brata".
- To idźcie, ja popilnuję lokalu.- uśmiechnął się Diego.
- Choć.- Włoch szybko złapał za rękę, szatyn zaśmiał się cicho i ruszył za swoim " przewodnikiem ".
- Fede, gdzie my idziemy?- zapytał po dłuższej chwili.
- Zaraz się dowiesz.- zaśmiał się, a zielonooki zaczął się lekko obawiać, bo wiedział, że pomysłów jego brata trzeba się bać. Po kilku minutach drogi weszli do... przedszkola?
- Fede, czemu tutaj przyszliśmy?- zapytał lekko zdziwiony.
- A gdzie indziej szukać opiekunki jak nie w miejscu gdzie dużo z nich pracuje.- przy ostatnich słowach kilka razy puknął się lekko palcem w głowę. Na co szatyn zaśmiał się gardłowo. Po chwili zauważył, że Fede jest już przy biurku.
- Dzień dobry, my szukamy opiekunki do dziecka.- palnął, a blondynka spojrzała na niego zdziwiona. Leon szybko podszedł by sprostować.
- Znaczy ja z bratem szukam opiekunki do swojego dziecka.- podkreślił specjalnie dwa słowa. Blondynka zaśmiała się cicho.
- Na kiedy pan potrzebuje opiekunki?- zadała pytanie.
- Na jutro i na jakieś inne dni, ale niestety mam taką pracę, że dowiaduję się z dnia na dzień o ważnych spotkaniach w firmie.- skłamał, zawsze tak mówił.- A teraz jeszcze Jake jest chory.
- Dobrze,a ile ma lat?- zapytała.
- Pięć.- powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Ja mogłabym się nim zajmować, bo i tak dzisiaj jest moim ostatnim dniem w tej pracy.- powiedział smutna.
- Czemu?- zapytał przejęty Fede.
- Byłam tylko na zastępstwo.- powiedziała patrząc przed siebie.
- A ile chciałabyś za godzinę?- zapytał ciekawy szatyn.- Tak w ogóle jestem Leon, a to Fede.- pokazał na Włocha.
- 10 dolarów za godzinę?- zapytała nie pewnie.
- Ok.- powiedział uradowany.- To przyjdziesz na ten adres?- zapytał dając jej kartkę.
- Tak, dziękuję.- powiedziała szczęśliwa.- Tak w ogóle jestem Ludmiła, ale znajomi mówią do mnie Lu.- dodała uśmiechnięta.
- To do 12.- pożegnali się i wyszli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej.
Oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że wam się podoba.
Niestety jeszcze nikt się nie zgłosił do pisania ze mną bloga, ale mam nadzieję, że ktoś do mnie napisze ;)
W pisaniu tego rozdziału pomagała mi Rox xy, jeszcze raz dziękuje Ci za pomoc ;)
Jak chodzi o tego anonimka, to jak ci się nie podoba to nie czytaj xp.
Zachęcam was do komentowania.
Postaram się, żeby next był szybciej ;)

niedziela, 12 kwietnia 2015

Nabór !

Hej! Jak się pewnie już zorientowaliście Mrs. Pain odeszła :(
Zostałam sama, więc mam nadzieję, że ktoś z was będzie chciał mi pomóc z prowadzeniem tego bloga.
Osoby chętne niech piszą do mnie na maila:
jverdas2001@gmail.com
Lub na GG: 
52391851
Mam nadzieję, że ktoś się zgłosi ;)